Białonocne wesele. Czechow po Islandzku.

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Pisali o Iwanowie Czechowa: "nie ma w Iwanowie postaci jednoznacznie złych lub dobrych, są ludzie, którzy nie potrafią sobie znaleźć miejsca w życiu, z reguły nieszczęśliwi i bezradni wobec rzeczywistości, przytłoczeni mnóstwem codziennych, banalnych spraw." (fIlmpolski.pl). Białonocne wesele można z powodzeniem uznać za współczesną, islandzką adaptację Czechowa. Na wysepce Flatley, na północ od Islandii, w miejscu cichym i zapomnianym przez cywilizację, życie płynie spokojnie...

Jest tutaj dużo Czechowa, jest nuda, czy wegetacja, która bohaterów doprowadza do furii, jest brak porozumienia, słowa, które nie pozwalają się skomunikować, są wreszcie te typowe "rosyjskie dusze", które doprowadzone do ostateczności gotowe są się rzucić w przepaść, na złamanie karku w rozpaczy i szale, gubiąc siebie i innych dookoła.

Najbardziej niesamowite jest jednak to, że w tym filmie znalazło się również miejsce na dokładnie odwrotne emocje. Spomiędzy rozpaczy wyziera radosny spokój, sielankowe bytowanie w świecie, w którym nie trzeba się spieszyć, nie trzeba donikąd zmierzać, wystarczy po prostu być. W gruncie rzeczy bliżej temu filmowi do bałkańskiej afirmacji życia (w stylu Kusturicy), apoteozy pijanych, ulotnych chwil szczęścia, niż rosyjskiej rezygnacji.

Bohaterowie nie są ani dobrzy, ani źli. Mają swoje dobre momenty pośród ogólnej niewybitnej kondycji. Ich decyzje nie są przemyślane i często prowadzą do dramatycznych konsekwencji, ale są w stanie wyszarpnąć z życia coś dla siebie. Razem tworzą społeczność w gruncie rzeczy znośną, życie z nimi może dawać satysfakcję.

Tego filmu nie warto opowiadać, należy go zobaczyć. Przejmujący, sentymentalny, jednocześnie radosny i pełen humoru - niemożliwe? To mądry, przemyślany film, z doskonałą muzyką i zdjęciami.

Rzecz dzieje się na przepięknej małej islandzkiej wysepce, w ciągu jednej białej nocy...

Zwiastun: