Tomboy znaczy chłopczyca
Mikael przyjeżdża do nowego miasta, przeprowadził się tutaj właśnie z rodzicami. Nieśmiały i dość samotny, poszukuje przyjaźni. W nowym miejscu łatwo przychodzi mu zżyć się z dzieciakami z osiedla. Dni wakacji spędzają na radosnych zabawach, kąpielach w pobliskim stawie i grze w piłkę. Poznaje też Lisę, z którą zaczyna łączyć go gorąca sympatia. Wielkimi krokami nadchodzi jednak dziecięca tragedia, bowiem Mikael ukrył przed wszystkimi, że w gruncie rzeczy na imię ma Laure i jest... dziewczynką.
Tomboy to film bardzo delikatny, niczym dziecięce uczucia. Razem z kamerą zakradamy się w głąb intymnego życia dziewczynki, która chciałaby stać się chłopcem - obserwujemy jej zmagania ze swoją rozwijającą się seksualnością, jaj obawy i utrapienia.
Film mógłby z powodzeniem otrzymać certyfikat manifestu Dogma'95 - kamera "z ręki", dźwięk z natury, bez muzyki - niczym film dokumentalny o dorastaniu. Jedyne czym wyłamuje się z konwencji, to gra aktorska - dzieciaki tak świetnie sobie radzą, że momentami zapomina się, że mają raptem po kilka lat.
Tomboy to bardzo świeża, dziewczęco-chłopięca pouczająca opowieść o tożsamości płciowej ukazująca jak czasem nienaturalne potrafi być to, co wrodzone. Opowieść bardzo interesująca, zarówno w warstwie merytorycznej, co formalnej. Świetne zdjęcia.
Jedyne zarzuty z mojej strony dotyczą typowych dla kina francuskiego dłużyzn... (i w dużej mierze polskiego również). Niepotrzebne (co oczywiście jest kwestią czysto subiektywną) ujęcia (np. kamera wędrująca za bohaterem po kolejnych pomieszczeniach mieszkania) - budują co prawda naturalistyczny klimat, ale mogą również powodować drobną irytację... No i ta Dogma'95...
Film obejrzany podczas festiwalu OffPlusCamera 2012